Kot Leopold — bohater, który potrafił się wkurzyć tylko po przedawkowaniu rozdrażniny
Na pewno znacie wiele zagranicznych kreskówek. Czeska animacja „Sąsiedzi”, amerykańskie przygody Toma i Jerrego czy rosyjska seria „Wilk i Zając” są znane każdemu. Podejrzewam jednak, że jednej z najbardziej ulubionych animacji mojego dzieciństwa prawdopodobnie nie znacie. Poznajcie więc dziś nowego bohatera: kota Leopolda!
„Przygody Kota Leopolda” to seria bajek animowanych dla dzieci produkowana w latach 1975-1987 przez radziecko-rosyjskie studio Ekran. Głównym bohaterem animacji był tytułowy kot Leopold. Był on postacią spokojną, potulną, wrażliwą. Kotu Leopoldowi towarzyszyły dwie małe myszy, których jedynym zajęciem było znęcanie się nad kotem, nieustanne dokuczanie mu i przezywanie go „podłym tchórzem”. Za każdym razem ich działania odnosiły skutek przeciwny do zamierzonego. Często zamiast dokuczyć Leopoldowi, myszy same wpadały w tarapaty.
Cechy postaci zostały dość wyraźnie zaznaczone. Kot Leopold zawsze zachowywał się przystojnie i grzecznie. Ubierał się elegancko — zawsze miał na szyi fioletową muszkę, nawet w basenie! ;-) Myszy zaś przedstawiano jako niechlujne, a jedynym sensem ich życia było dokuczanie kotu. Szara mysz miała nadwagę oraz — delikatnie ujmując — była niezdarna i mało błyskotliwa, biała zaś — znacznie słabsza fizycznie, za to dużo bardziej inteligentna. Ciekawe jest to, że myszy miały imiona, kolejno Szara i Biała (Mitia i Motia), ale nie były one używane w animacji.
Kot Leopold pomimo doznawanych złośliwości ze strony małych myszek nigdy nie próbował się na nich zemścić. Jego wrażliwość i wrodzona natura pacyfisty skutkowała czasem zachowaniem wręcz przeciwnym — w prawie każdej konfrontacji twarzą w twarz z myszami, udzielał im pomocy bądź wybaczał im ich czyny.
Stałym elementem każdego odcinka serialu było specyficzne zakończenie. Tak jak przez długość prawie całego epizodu myszy szykowały złośliwości Leopoldowi i uprzykrzały mu żywot, tak na końcu każdego odcinka poddawały się i prosiły go o przebaczenie. „Wybacz nam, Leopoldzie! Wybacz nam, Leopoldeczku!” — łkały równo. Kot Leopold zaś na te prośby był zawsze przygotowany. Poprawiając swą kokardkę, odpowiadał: „Chłopaki, spróbujmy żyć w zgodzie!”.
Kreskówka o kocie Leopoldzie i dokuczających mu myszach popularna była wśród najmłodszych głównie w latach 80. Obecnie jest zapomniana i nie cieszy się już wśród rodzimej młodzieży dużą popularnością, ustąpiła miejsca amerykańskim postaciom takim jak Spider-Man. Powstały dwie kontynuacje oryginalnych przygód kota Leopolda — pierwsza pojawiła się już w latach 90., zaś druga premierę miała w 2015 roku.
Konkurencja dla Toma i Jerrego?
W wielu źródłach, z którymi zapoznałem się przed napisaniem tego tekstu, odnalazłem adnotację, że radziecka produkcja miała być odpowiedzą na amerykańskie animacje z serii „Tom i Jerry”. Rzeczywiście, można odnieść takie wrażenie. Trzeba mieć jednak na uwadze, że animacje te różnią się pod pewnymi względami.
Poszczególne epizody „Toma i Jerrego” cechują się ogromną dynamiką — te pościgi, te wybuchy! Brak ich w przygodach o kocie Leopoldzie i myszach. Oczywiście pewna doza dynamiki jest wymagana, w końcu to bajka dla dzieci, jednak w radzieckiej animacji akcja jest dużo spokojniejsza. Druga wyraźna różnica to fakt, że o ile w produkcji amerykańskiej obydwie strony konfliktu — kot Tom i mysz Jerry — dokuczają sobie wzajemnie, o tyle w serialu radzieckim prawie zawsze jedynie myszy są agresorami, a Leopold dąży do uniknięcia konfliktu, pozostając do końca każdego epizodu jego ofiarą.
Pierwsze odcinki
W dzieciństwie byłem ogromnym fanem serialu o Leopoldzie. Posiadałem płytę Video-CD będącą częścią kolekcji seriali animowanych pewnej popularnej gazety. Zawierała ona tylko sześć z jedenastu odcinków oryginalnej serii. Z pozostałymi epizodami zapoznałem się dopiero wiele lat później, już jako dorosła osoba, gdy przypadkiem natrafiłem na tę produkcję w internecie.
Moją szczególną uwagę przykuły pierwsze dwa odcinki serii. Znacząco odstają one jakością od pozostałych części serialu. Są ponadprzeciętnie nudne i powolne. Dostrzegłem coś, co roboczo mógłbym nazwać „powolnym montażem”, tj. w odcinkach zdarzały się chwile, w których dosłownie nic się nie działo — była cisza i bezruch. Zauważyłem też błędy techniczne, chamsko zrecyklingowane fragmenty animacji skopiowane z jednego miejsca w drugie.
Pierwszy odcinek pt. „Zemsta Kota Leopolda” zaczynał się od deklaracji małych myszy, że zemszczą się na Leopoldzie. Nie wiemy dlaczego i właściwie za co. Dokuczyły mu tak bardzo, że okaleczony padł na ziemię i zawołał o pomoc doktora. Ten — przybył znikąd, zdiagnozował przesadną dobroć Leopolda i dał mu lek — tzw. „rozdrażninę”, która miała sprawić, że będzie w stanie się rozzłościć i zemścić na myszach za wyrządzoną krzywdę. Wbrew zaleceniom lekarza, Leopold zamiast jednej tabletki zażył całe opakowanie, przez co stał się „Hardkorowym Koksem” i dokonał skutecznej zemsty na myszach, bezbronnych wobec ponadprzeciętnie silnego kota. Jest to jeden z niewielu odcinków, w których to Leopold wykazywał złość i agresję wobec myszy.
Pierwsze dwa odcinki serii zostały wykonane zupełnie inną techniką animacji niż kolejne epizody. Bohaterowie w pierwszych odcinkach wyglądają mało estetycznie, wręcz strasznie i obrzydliwie. Zupełnie inaczej prezentują się od odcinka trzeciego, gdzie dobrana technika animacji skutkuje dużo atrakcyjniejszą dla dziecięcego oka estetyką.
Zauważyłem jeszcze jedną drobnostkę. W pierwszych epizodach szara mysz rysowana była jako dobrze zbudowana, w pewnym sensie z „wyrzeźbioną klatą”, ale kiepską inteligencją. W kolejnych odcinkach ułomność rozumowania pozostała bez zmian, lecz muskulatura została zastąpiona otyłością i ciamajdowatością.
Easter egg
Jako fan serialu wszystkie odcinki z mojej płyty Video-CD — fabułę, dialogi, a nawet piosenki — znałem na pamięć. Do dziś, gdy je oglądam, jestem w stanie przytoczyć fragmenty dialogów i opisać, co będzie się działo za chwilę.
Gdy obejrzałem pierwszy odcinek serialu, miałem nieodparte wrażenie, że skądś to znam, gdzieś już to widziałem. Jednakże nie było to możliwe, bo, jak już wspomniałem, odcinek pierwszy różnił się od znanych mi epizodów techniką animacji i formą, a także nie znajdował się na mojej płycie Video-CD — nie istniała możliwość, abym go gdzieś wcześniej widział. Swoiste deja vu.
Po jakimś czasie dotarło do mnie, o co chodzi. Czwarty odcinek serialu o tytule „Telewizor Kota Leopolda” to jeden z moich ulubionych. Akcja tego odcinka działa się w domu Leopolda, który uruchamiał nowo zakupiony telewizor. Odcinek rozpoczynał się sceną, gdy Leopold nieudolnie próbował obejrzeć jakiś tam serial, w czym przeszkadzały mu myszy.
Okazało się, że ten jakiś tam serial to historia o kocie i złośliwych myszach. Rozpoczynał się on od fragmentu piosenki śpiewanej przez myszy w pierwszym odcinku przygód kota Leopolda, zaś później na ekranie telewizora pojawiał się sam kot Leopold — narysowany w sposób podobny do tego w pierwszych odcinkach i śpiewający piosenkę z pierwszego odcinka.
Innymi słowy: kot Leopold na początku odcinka czwartego, nie będąc tego świadomym, oglądał w swoim świeżo zakupionym telewizorze przez chwilę samego siebie z odcinka pierwszego. ŁAAAAAAAAŁ.
Wykorzystałem informacje z następujących źródeł: Leopold the Cat, Кот Леопольд, Przygody Kota Leopolda, Dziwne przypadki Kota Leopolda.
Komentarze (1)
stała Czytelniczka
A ja jestem fanką…Dynastii :) Wiem, wiem stara ciotka ze mnie :D
Dodaj komentarz